Dreszcze przebiegły po moim ciele, kiedy frontowe drzwi z naszego małego domu otworzyły się. Spojrzałam na nie, słysząc jak tym razem zamknęły się za moją młodszą siostrą, Rosalyn. Uśmiechała się sympatycznie do mnie, ale ja spojrzałam gdzieś za nią. Zmuszałam się, by nie myśleć o tym, co mnie dzisiaj czekało.
- Wszystkiego najlepszego, Elena - usłyszałam za sobą nerwowy głos ojca. Spojrzałam przez ramię. Łzy spływały po jego policzkach, a jego włosy miały ślady po nieopanowanym przejeżdżaniu palcami. Wory pod oczami są śmiertelnym dowodem na to, że nie spał ani chwili tej nocy. Ja zresztą też nie.
- Dzięki – wymamrotałam, nie czując radości z powodu moich osiemnastych urodzin.
Kiedy młoda kobieta z Demisewood Creak kończy 18 lat musi zrobić jedną rzecz i tylko jedną - być wsadzoną do celi w Trisumber. Następnie czekać, aż bogaty mężczyzna będzie chciał ją "poślubić". Jednak ich prawdziwe intencje są bardziej przerażające niż małżeństwo.
Tata podszedł bliżej i przysunął mnie do mocnego uścisku. Robiłam wszystko, byle by tylko nie zacząć płakać. Uścisnęłam go mocniej i cieszyłam się ostatnimi szczęśliwymi chwilami, jakie miałam w tym życiu. Życiu przed celą i Trisumber.
- Elena? - siostra pociągnęła za brzeg mojej koszulki. Wysunęłam się z objęć taty i spojrzałam na nią.
- Tak, Rose? - łzy wypłynęły z oczu mojej siedemnastoletniej siostry, zanim powiedziała:
- Czy to ostatni raz kiedy się widzimy?
Płakała, rzucając się w moje ramiona. Stałam cicho, nie wiedząc jak jej odpowiedzieć. Trzymałam ją mocno i słuchałam jej żałosnego szlochania. Kiedy siostra wypuściła mnie ze swoich ramion, usłyszeliśmy mocne pukanie do drzwi. Przełknęłam głośno ślinę, wiedząc, że to Szlachcic. Na pewno chciał zabrać mnie do celi. Chciałam uciec, biec jak najszybciej i jak najdalej. Chciałam nigdy nie urodzić się w Demisewood Creak, a najbardziej chciałam nie być wieśniaczką. Jeśli tata miałby pieniądze, nigdy nie poszłabym do Trisumber. Tylko biedne damy są wysyłane do cel, by poślubić bogatych mężczyzn. Z tego co słyszałam, wszyscy mężczyźni są okrutni i wymagający. Biorą wszystko co masz. Wyciągają z ciebie całe życie. Pozbawiają cię cnoty i torturują aż umrzesz.
Tata z wahaniem otworzył drzwi. W progu stało dwóch Szlachciców, ich oczy były skierowane w moją stronę. Szlachcic po prawej otworzył zwitek i zaczął czytać. "Eleno Elizabeth Williams, zostajesz wezwana do Trisumber w celu oczekiwania na zamążpójście." Poczułam ciasny uścisk siostry wokół mojej talii i mogłam zobaczyć łzy tworzące się w niebieskich, błyszczących oczach taty. Spojrzałam w dół na młodszą siostrę i pocałowałam ją w czubek głowy. Odsunęłam się od niej i kiwnęłam głową. Tata poprowadził mnie do drzwi i zanim miałam czas by się pożegnać, Szlachcice wzięli mnie za ręce i szarpnęli mnie w stronę czarnego auta zaparkowanego na ulicy.
- Poczekajcie, chcę sie pożegnać – powiedziałam, próbując wyszarpać się z ich uścisków. Jeden z nich zachichotał głośno, ale pomimo tego dalej z nimi walczyłam.
- Chcę powiedzieć do widzenia - krzyknęłam ostrzej. Spojrzałam przez ramię. Siostra płakała w pierś taty, podczas gdy z jego oczu wypływały łzy. Wszystko działo się przeze mnie.
- Proszę - zadławiłam się, zanim wsadzili mnie na tylnie siedzenia samochodu. Szyby były zaciemnione, przez co nie mogłam pomachać na pożegnanie. Kiedy samochód w końcu ruszył, przesunęłam się do tyłu, a dwie zimne łzy spłynęły w dół po moim smutnym policzku.
Ale super :) fajne tłumaczenie :D
OdpowiedzUsuńŁoł :)
OdpowiedzUsuńJest super! Chętnie będę czytała dalej, tylko ten "smutny policzek" w ostatnim zdaniu mi nie pasuje. Poza tym bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńNiezły pomysł na opowiadanie :) Serio. Dzięki za tłumaczenie ;)
OdpowiedzUsuń